Nadchodzą święta. Piękny, radosny czas, który przeżywamy z bliskimi. Kojarzy nam się z zapachem cynamonu i goździków, grzybów i ryb. To czas choinki i prezentów. To co czas, na który z niecierpliwością oczekujemy, do którego się przygotowujemy. Dla wielu z nas to także moment głębokiej refleksji nad tradycją świąteczną i relacjami z naszymi bliskimi. To nadzieja na zmiany ale także decyzje, które mogą się innym nie spodobać.

Dzisiaj porozmawiamy o tym, jak się do tego przygotować? Co jest dla nas ważne, co potrzebne? Czego warto się nauczyć a na co zwrócić uwagę? Zastanowimy się nad tym jak w zgodzie z nami budować świąteczny nastrój i dobre relacje.

Joanna: Basiu, Boże Narodzenie to czas, kiedy się nawzajem obdarowujemy. Porozmawiajmy chwilę o tym.

Barbara: Święta to taki moment w ciągu roku,  który większości z nas kojarzy się z prezentami, ze sprawianiem przyjemności bliskim nam osobom poprzez obdarowywanie ich upominkami. Prezentem może być jednak nie tylko to, co kupujemy, ale także to, co zrobimy dla drugiej osoby.

Pomyślałam sobie, że Święta mogą być dobrym czasem, żeby w ramach prezentu podziękować za to, co dostajemy od ważnych ludzi w naszym życiu. Może w formie listu, może w formie osobiście dedykowanego  prezentu, który byłby symbolem tego wszystkiego dobrego, co się dzieje w relacji z konkretną osobą. Taki prezent ma wówczas zupełnie inny wymiar.

Chyba w codziennym biegu zbyt rzadko zdarzają się prezenty tak osobiście dedykowane. Zbyt rzadko dziękujemy sobie za to, co dostajemy i dajemy sobie nawzajem w kontakcie z innymi ludźmi. A każda dobra rzecz, którą ktoś dla nas robi w relacji– jest przecież takim prezentem.

J: To prawda. Choć u mnie w domu od wielu lat staramy się, aby prezenty miały bardzo osobisty wymiar. Na ostatnią gwiazdkę dostałam „romantyczną randkę z przystojnym mężczyzną”. Z kolei mojej mamie podarowałam własnoręcznie robiony voucher na wspólne wyjście do kina. Nigdy nie byłyśmy razem w kinie a w ciągu roku mamy bardzo mało czasu dla siebie.

Myślę jednak, że taka forma prezentu może zaskakiwać. Ludzie spodziewają się pod choinką raczej materialnych rzeczy. Drogich, niedostępnych na co dzień. Czasami kupują sobie nawzajem przedmioty, na które ich nie stać. Czasem zatracają się w kupowaniu, jakby to był najważniejszy element świąt.  A przecież święta to przede wszystkim czas, który spędzimy z najbliższymi. To okazja, aby wzmocnić relacje. Niestety,  dla niektórych może to być trudny moment. Dlaczego?

B: Trudny dlatego , że te relacje nie zawsze są łatwe. Chociaż najbliższe.

J: Co się dzieje w nas takiego, że spędzenie świąt ze sobą, które kojarzą nam się z cudownym czasem, przez wszystkich wyczekiwanym, jest jednak wyzwaniem?

B: Może dlatego, że święta kojarzą nam się często z obrazkiem trochę jak z reklam. Pamiętam, że kiedy zostałam mamą to część napięcia i stresu, którego doświadczałam w nowej roli,  związane było z obrazem rzeczywistości  przekazywanym w reklamach z produktami dla dzieci. Wszystko w nich było ładne, czyste. Dzieci śmiejące się,  mamy zadbane i uśmiechnięte. A rzeczywistość  na co dzień, poza reklamą, okazała się zupełnie inna. Też dobra, ale zupełnie inna. Wcale nie taka różowa. Bardziej realna.

Być może ze świętami tak właśnie jest. Żyjemy pod  ogromną presją reklam i różnorodnych akcji okołoświątecznych, które zewsząd do nas docierają budując dość wyidealizowany obraz świąt. Święta są kontynuacją tego, co jest na co dzień. Często relacje z najbliższymi bywają trudne. Jest dużo napięć, konfliktów lub niedomówień. Święta nie są inną rzeczywistością. Nie przeskakujemy nagle do innej bajki, w której robi się różowo, która jest pozbawiona tła zdarzeń z codziennego życia. Chodzi o to, by urealnić to, co rzeczywiście jest dobrego.

J: Jak sobie z tym radzić?

B: Starać się nie stwarzać sobie tak wielkiej presji. Moc rytuałów jest bardzo duża. Nawet jeżeli doświadczamy w życiu zawirowań, to pewne rytuały rodzinne – jak na przykład niedzielne wspólne spacery, pełnią dla  nas funkcję ochronną. Dają nam poczucie pewnej stałości, ram  w obliczu trudnych zdarzeń. Być może chodzi raczej o to, by  starać się dostosować i uwzględnić  realia codziennego życia w naszej wizji świąt, a nie tworzyć z nich odrębną rzeczywistość.

J: Czyli żeby święta stały się częścią naszego życia?

B: Ale bez presji zrealizowania pewnej wizji za wszelką cenę.

J: Niech to będzie wyjątkowe święto, ale dopuśćmy, żeby wkradła się tam codzienność.

B: Tak, czyli jeżeli ktoś w rodzinie ze sobą nie rozmawia na co dzień, to nie oczekujmy, że musi być od razu cukierkowo tylko dlatego, że są święta…

Jeśli są napięcia, to warto zadbać o to, by je wyjaśnić. Spróbować rozwiązać konflikty przed świąteczną kolacją. Nie twórzmy niepotrzebnej iluzji- że wszystko jest porządku. Iluzji, która zaraz po czasie świątecznym pryska.

Pamiętam historię osoby, która właśnie tak do świąt podeszła. To było bardzo przykre doświadczenie dla wielu osób. Przykre, gdyż po świętach, które wydawały się wszystkim w odbiorze bardzo przyjemne, którym towarzyszyła miła atmosfera pomiędzy skłóconymi wcześniej osobami w rodzinie, padła informacja: święta, święta i po świętach. Wracamy do rzeczywistości.

J: To mogło być twarde lądowanie.

B: To było twarde lądowanie. Atmosfera przy stole świątecznym obudziła nadzieję na to, że może być inaczej, że jest szansa na zmianę. Urealnienie, które przyszło później było bardzo bolesne.  Na czas świąt została stworzona iluzja. Może warto sobie i innym czegoś takiego oszczędzić.

J: A żeby sobie tego oszczędzić może warto pomyśleć nad tym, co dobrego powinno się zdarzyć, żeby nie było bolesnego lądowania?

Pomyślałam sobie o pewnym rozwiązaniu, które mogłoby pomóc. Na ostatnich moich warsztatach wzmacniałyśmy swoje poczucie wartości sprawiając sobie nawzajem komplementy. Kobiety mówiły co pięknego widzą w drugiej osobie, ale także co pięknego  widzą w sobie. Zaproponowałam, żeby takie ćwiczenie zrobić z bliskimi. Może warto do życzeń dodać taki nowy element. Co dobrego widzimy w innych ale też co dobrego mamy do zaoferowania innym.

Czy to byłoby pomocne?

B: Myślę, że to świetny pomysł. Może bardzo pomóc i wnieść wiele dobrego nie tylko w te trudniejsze relacje. Myślę też, że warto to zacząć już przed świętami. Przygotować grunt na ten świąteczny czas. Być może dzięki temu do stołu świątecznego ludzie zasiądą z  zupełnie innym już nastawieniem. W cieplejszych nastrojach. Łatwiej będzie im przyjąć od siebie różne rzeczy, które będą sobie dawać. Czasem tak jest,  że jeśli mało słyszymy i mało mówimy dobrych rzeczy do siebie nawzajem na co dzień, to nawet jak pada coś dobrego, to  trudno nam to od razu przyjąć. To może być bardzo miła niespodzianka.

J: Jak się zatem przygotować do świąt?

B: Jeżeli idziemy za tym, co Ty mówisz, czyli za tym dobrym, to zastanówmy się, jak chcemy spędzić święta? Jak wyobrażamy sobie ten świąteczny czas? Z kim chcemy go dzielić?

J: To bardzo ważne pytania. Warto zastanowić się nad tym jak silnie jestem związana z tradycją. Czy może chcę przełamać schemat i wprowadzić nowe elementy ale jednocześnie zachować to, co mnie łączy z historią mojej kultury i rodzinnego domu.

Znany himalaista Adam Bielecki często wyjeżdża w czasie świąt, zostawiając swoją rodzinę na rzecz pasji, miłości do gór. Jednak bez względu na to, czy jest w Pakistanie czy Nepalu łamie się opłatkiem lub dzieli jajkiem. Symbolika tradycji jest dla niego ważna. Przypomina mu o tym, co dla niego istotne.

Ja osobiście nie przywiązuję wielkiej wagi do symboli i tradycji. Dla mnie najważniejsze jest to, żeby moi bliscy byli ze mną. Spędzając święta Bożego Narodzenia na nepalskim słoniu liczyło się tylko to, że był ze mną mój ukochany mąż. Dlatego ogromne znaczenie ma świadomość tego, czego się tak naprawdę chce.

Czy chcę, żeby było jak zawsze, czy może odważę się na podważenie tego „starego”. Ale to oznacza, że będziemy kreować coś nowego.

B: Tak.  Ale może też warto zacząć od postawienia sobie pytania: jakie wartości reprezentują konkretne elementy tej tradycji i czy one mi służą? Jeżeli nikt z rodziny nie lubi karpia i na samą myśl o nim wszystkim robi się nieprzyjemnie, to może ta tradycja nam nie do końca służy? Może warto ją zastąpić czymś innym, stworzyć nową, lub zmodyfikować dotychczasową? Z drugiej strony, dla części osób np. dzielenie się opłatkiem może być tak ważną częścią tradycji,  że mogą spędzać wigilię na słoniu, ale ten opłatek musi być. Ważne, jaką wartość reprezentuje dla nas dana tradycja. Jeśli wartością jest bycie razem, to możemy poszukać sposobu, by tą wartość ochronić . Kiedy jest się razem, wtedy i na słoniu może być pięknie.

J: A co zrobić, jeśli chcielibyśmy coś zmienić, ale głos w naszej głowie szepcze: nie, to się nie uda, w rodzinie to nie przejdzie. I wcale nie chodzi o to, aby na święta wyjechać do Nepalu ale na przykład spędzić je w domu, bez podejmowania wyboru: Wigilia w tym roku u twoich czy moich rodziców? Albo w tym roku zamiast karpia będziemy jeść łososia. Co wtedy?

B: Wtedy warto zatrzymać się nad tymi przekonaniami i zastanowić się, na czym się one opierają. Na jakich przesłankach? Czy faktycznie jest tak, że w naszej rodzinie żadne zmiany nie są dopuszczalne? Być może nasze przekonania opierają się na naszym lęku, na naszych wyobrażeniach. Może  warto przyjąć, że są one naszą perspektywą a nie faktem. Czasem może pomóc  wsparcie osób, które zrobiły podobny krok w swoim życiu. Wprowadziły zmianę, do której i my dążymy. Możemy zobaczyć, co chcemy z tego przenieść do naszego życia. Porozmawiać i posłuchać o tym, jak to było u innych.

J: Ja zachęcam do refleksji nad pytaniem: skąd wiesz, że się nie da? Rozmawiałaś o tym ze swoimi bliskimi? Czy wiesz, czego oni tak naprawdę chcą?

B: No właśnie. Może się okazać, że ktoś z bliskich tkwi w danej sytuacji tak samo jak my. Je karpia od dwudziestu lat ale tak naprawdę nie ma na to ochoty i marzy o łososiu…

J: Ale nie ma świadomości, że ta druga strona też marzy o zmianie. Może nawet nie wie o tym, że marzy. 

B: Często w życiu idziemy pewnym utartym torem, który wyznacza nam jak należy funkcjonować, jak mamy żyć, jak powinniśmy postępować w określonych sytuacjach.

J: Wygląda na to, że jesteśmy „zaprogramowani na święta”.

B: Oczywiście, w jakimś stopniu jesteśmy. Wszystko to, co robimy w życiu jest oparte na naszym wewnętrznym programie. Te programy same w sobie nie są czymś złym. Pomagają nam uprościć życie. Nie musimy za każdym razem tworzyć nowych rozwiązań. Odnosimy się do wzorców, które nadają ramy naszym doświadczeniom. Nadają im kierunek. Ciekawie jest, kiedy spotykają się dwie osoby z różnymi zapisami. Na przykład: osoba, która ma bardzo silną potrzebę kultywowania tradycji świątecznej z osobą, dla której nie jest to tak ważne. Wtedy dla nowej rodziny, którą razem tworzą, jest to duże wyzwanie. Dlatego pytanie, które ty zadałaś: jak chcę, żeby wyglądały moje święta – ma ogromne znaczenie. Co chcemy zrobić z naszymi dotychczasowymi wyobrażeniami? Co pozostawić a co zmienić? Co chcemy zobaczyć na przykład za dwadzieścia lat – patrząc na tradycję świąt, której jesteśmy teraz współautorami.

J: No właśnie, wybiegnijmy trochę w przyszłość i osadźmy się za pięć, dziesięć albo dwadzieścia lat. Spójrzmy z tamtej pozycji na tu i teraz. Jak obrazek chcielibyśmy zobaczyć?

B: Dokładnie. Rozumiem, że kiedy pracujesz jako coach, to budowanie wizji przyszłości jest tym, co pomaga nam w realizacji zmian, do których dążymy?

J: Tak. Wtedy uświadamiamy sobie jak jest i czego tak naprawdę chcemy. Czy chcemy, żeby święta były w zgodzie z nami, spójne z naszymi wartościami. Czy chcemy niewymuszonego, pełnego życzliwości uśmiechu i pełnej akceptacji nas samych. Takimi, jakimi jesteśmy. Także z tymi trudnymi rzeczami, które mamy w sobie. Czy może nadal chcemy odgrywać role nadane nam w rodzinie, powielać schematy, które nam nie służą i w imię wierności tradycji pielęgnować je dalej.

B: Może właśnie dlatego po świętach tak wiele osób przeżywa stany obniżonego nastroju. Świętom towarzyszy pragnienie, że zdarzy się cud. I choć na co dzień nie ma w najbliższych relacjach takiej bliskości jakiej oczekujemy, to wkraczamy w  świąteczny czas z nadzieją, że tym razem będzie inaczej. Później, kiedy ta wizja pryska, bo okazuje się, że nic się nie zmieniło, to pojawia się ból i rozczarowanie.

J: Dotknęłaś sedna. Dlatego tak ważne jest, aby świadomie przygotować się do świąt. Zapytać się siebie: jak chcę przeżyć te święta? Znaleźć w sobie odwagę i podążać za swoją wizją. To może być początkiem cudu.

B: Czasami cud polega na tym, że uczymy się inaczej patrzeć na to, co mamy. Niestety częściej myślimy o tym, czego nam brakuje. Na przykład denerwuje nas, że nasi rodzice nie reagują tak, jakbyśmy tego potrzebowali. Za mało nam pomagają, albo zbyt mocno ingerują w nasze życie. Krytykują lub przesadnie chwalą każde nasze działanie.  Skupiamy uwagę na tym, czego mamy za mało. Nie dostrzegamy wówczas tego, co otrzymujemy w rzeczywistości od innych. Nie chodzi o to, aby tworzyć wyidealizowany obraz. Chodzi o to, aby urealnić to, czego doświadczamy w relacji z bliskimi. Docenić, kiedy w trudnym momencie nasi rodzice przyjeżdżają i zajmują się dziećmi. Robią pierogi, pożyczają pieniądze, albo mówią wstawaj, weź się do roboty. Oni starają się nam pomóc, najlepiej jak potrafią. Może nie w taki sposób, jaki my byśmy oczekiwali.  Cała sztuka polega jednak na tym, żeby zobaczyć i poczuć, co ta druga osoba ma nam do zaoferowania. Dostrzegajmy i doceniajmy to. Nie koncentrujmy się na tym, czego nam brakuje. Korzystajmy z tego, co dostajemy i róbmy z tym coś dobrego. Wówczas pojawi się wdzięczność. A kiedy czujemy wdzięczność za to co dostajemy – to jesteśmy bogatymi ludźmi.

J: Zastanówmy się w takim razie, jakie są nasze potrzeby i do kogo możemy się zwrócić o pomoc. Warto wiedzieć, co mogę dostać od bliskich.

B: Tak. Chodzi o to, abyśmy urealnili obraz bliskiej osoby. Wiedzieli, co możemy od niej otrzymać. Na przykład : czasem wobec męża, który jest bardzo racjonalną osobą, pojawia się oczekiwanie długich rozmów o uczuciach, wewnętrznych przeżyciach i rozterkach. Dla niego takie rozmowy mogą być jednak męczące. Brak jego zainteresowania odczytujemy jako brak zaangażowania w naszym związku. Myślę, że warto przyglądnąć się w jaki sposób mój racjonalny mąż okazuje mi  swoje zaangażowanie i miłość. Pytanie – czy jesteśmy gotowi przyjąć to, co ktoś może nam dać innego niż oczekujemy. A jeżeli potrzebujemy rozmowy o uczuciach oraz wspierania w naszych przeżyciach, to może warto zwrócić się z tym do przyjaciółki albo osoby, która chętnie nam w tym obszarze potowarzyszy.

J: Super. To mi się podoba.

B: Pewne urealnienie tego, że możemy kreować naszą rzeczywistość w taki sposób, by otrzymywać to, czego potrzebujemy natomiast niekoniecznie tam, gdzie sobie założyliśmy, że to będzie.

J:  Dokładnie. Sami zresztą nie jesteśmy w stanie dawać ludziom wszystkiego, o co nas proszą. Z drugiej strony pojawia się pytanie: co ja mogę dać na te święta? Czasami dajemy więcej,  ponieważ chcemy sprostać oczekiwaniom bliskich, co bywa dla nas bardzo obciążające. Staramy się być grzecznym, miłym i uprzejmym. Nie chcemy zawieść drugiej osoby. Dajemy więcej, ponieważ uważamy, że tak trzeba.

Jednak zastanówmy się, jakie są konsekwencje, jeśli robimy coś wbrew sobie? Dlaczego warto mówić nie oraz robić to, co chcemy zrobić a nie to, co musimy?

B:  Myślę, że tutaj jest ważne rozgraniczenie dwóch rzeczy. Pomyślmy o jaką ważną wartość lub potrzebę dla nas chodzi? Bo jeśli nie jest to dla nas bardzo istotna kwestia, to tak naprawdę możemy odpuścić.  Wyjść na przeciwko potrzebom  tej osoby, zrobić ukłon w jej stronę. Jeżeli na przykład czyimś rodzicom zależy, żeby podczas świąt wszyscy byli bardzo elegancko ubrani, a dla kogoś nie jest to aż tak bardzo ważny temat, to może mógłby to dla tej osoby zrobić i nie będzie to jednocześnie z uszczerbkiem dla niego. A ważnym dla nas osobom może być bardzo miło. Natomiast, jeśli mielibyśmy zrobić coś bardzo wbrew sobie…

J: Na przykład zjeść mięso, mimo że jestem wegetarianinem. Ważne przecież, żeby babci nie było przykro.

B: To jest nie w porządku. Nikt nie ma prawa oczekiwać od nas czegoś, co będzie krzywdzące dla nas, czegoś, co mielibyśmy zrobić wbrew sobie, wbrew swoim przekonaniom i wartością po to, by zaspokoić swoje pragnienia. Pamiętajmy jednak – że ta  zasada obowiązuje  obie strony. Rozwiązaniem takiej sytuacji może być wówczas przekazanie bliskiej nam osobie informacji: Rozumiem babciu, że zrobiłaś smaczny bigos ale ja go nie zjem, bo jestem wegetarianką. Z chęcią zjem sałatkę, którą przygotowałaś. Nie proś mnie proszę więcej o to.

J: To wszystko o czym powiedziałyśmy teraz dla wielu z nas może brzmieć jak zachęta, aby dokonać „świątecznej rewolucji”. Komplementy zamiast życzeń, łosoś zamiast karpia, osobiście dedykowane prezenty… Czy to jest przepis na to, jak nie zwariować w święta?

B: Myślę, że nie chodzi o to, by czas świąt był od razu czasem wprowadzania rewolucji. Chodzi o to, żeby zrobić pierwszy krok. By zrobić coś w zgodzie ze sobą.

J: W takim razie, jaki może być ten pierwszy krok?

B: Moja przyjaciółka powiedziała kiedyś tak, że kiedy jesteśmy mali – wierzymy w Świętego Mikołaja. Piszemy do niego listy z nadzieją, że spełni nasze pragnienia i da nam to, czego potrzebujemy, o czym marzymy. Kiedy dorastamy – zdajemy sobie sprawę, że on w rzeczywistości nie istnieje. I może być tak, że choć już to wiemy, to nadal czekamy, by to on spełnił nasze marzenia.  Możemy też uświadomić sobie, że nie musimy wcale rezygnować z naszych pragnień.  Teraz, w dorosłości  sami możemy być dla siebie Świętymi Mikołajami. Możemy  zatroszczyć się o realizację naszych potrzeb,  o to, by spełniać swoje pragnienia. Teraz ich spełnienie leży w naszych rękach. Od nas zależy, jak pokierujemy naszym życiem. To bardzo dobra informacja 😉

J: To bardzo dobra informacja a list do świętego Mikołaja brzmi zachęcająco!

Jaki jest Twój przepis, żeby nie zwariować na Święta? Jak chcesz, żeby one wyglądały? Co jest dla Ciebie ważne? Z czego możesz zrezygnować? O co chcesz poprosić swoich bliskich? Jaki pierwszy krok zrobisz, by było tak, jak marzysz?

***

Artykuł jest zapisem rozmowy Barbary i Joanny, które prowadzą swój prywatny, joggingowy Cafe Las.

Barbara Sikora jest psychologiem, psychoterapeutą oraz certyfikowanym specjalistą psychoterapii uzależnień. Prowadzi psychoterapię indywidualną osób dorosłych, terapię małżeństw i par, warsztaty rozwoju osobistego i warsztaty dla par. Jest psychologiem z zawodu i z zamiłowania. www.psycholog-barbarasikora.pl

 

Joanna Gawinek pracuje jako coach ICF, certyfikowany trener FRIS® Style Myślenia.Wspiera, motywuje i dopinguje ludziom w odkrywaniu ich potencjału. Towarzyszy im w drodze życiowych zmian oraz realizacji celów. Aktywnie działa na rzecz profesjonalizacji i popularyzacji zawodu coacha w Polsce. Uwielbia sporty ekstremalne. Właściciel Strefy Energi.